Radu Jude ("Nie obiecujcie sobie zbyt wiele po końcu świata") łączy siły z filozofem Christianem Ferenczem-Flatzem. Wspólnie zabierają nas w podróż do czasów, kiedy wszystko wydawało się możliwe. Lata 90. w Europie Środkowej to czas przewartościowań, burzenia murów, nadziei i ekscytacji popkulturą. Drugą stroną wolnościowego medalu były mafijne egzekucje, przekręty, efemeryczne kariery szemranych polityków, bieda i wszechobecny bałagan. Wszystko to widać jak na dłoni w błyskotliwym dokumencie rumuńskiego artysty, który tym razem zmontował film… z reklam, bezlitośnie bombardujących zmysły ówczesnych telewidzów nadmiarem wrażeń. Patriotyczne pohukiwania entuzjastów „Wielkiej Rumunii” mieszają się z ogłoszeniami anonsującymi rozkosze seks–telefonów, reklamami banków obiecujących szybki zysk i kuszącymi obrazami luksusowych gadżetów. Nostalgiczne wspomnienia z epoki czy niepokojąca zapowiedź czasów dyktatury konsumpcji?

Konrad Wirkowski